Nie byłam sama przy poletku. Na 14.30, a nawet wcześniej trochę, przyszła też Agata Butwiłowska.
Śpiew w grupie ma sam w sobie więcej radości, z tego względu chociażby,
że nie śpiewa się w pojedynkę, tworzy wspólnotę. Dużo gości dziś też do nas zawitało.
Gdy Kinga Karp dołączyła do naszej śpiewającej dwójki to już w ogóle "popłynęłyśmy". Takie te pieśni są, pozwalają na ekspresję siebie. Można krzyknąć i się wyżyć, można schować w słowach kiedyś przez kogoś wyśpiewanych swoją historię, swoją radość, smutek, tęsknotę.
Ponieważ stłumione dźwięki słychać było na ulicy, ludzie z ciekawości, tak jak w poprzednich dniach, zaglądali przez szklane drzwi, ale bali się wejść do środka.
Nie wiem skąd ten nieuzasadniony strach.
Założyłyśmy więc kurtki i śpiewałyśmy przy drzwiach otwartych. A niech głosy się niosą po Pietrynie, a co!
To pomogło przełamać obawę przed wejściem do galerii.
Pojawiły się min. dzieci, zostawiając piękne rysunki na kalendarzu, pojawiła się Pani Marzena, która jak się później okazało pochodzi z Łemkowszczyzny. Osoby zatrzymywały się albo na ulicy, albo przysiadywały na chwilę w środku.
Zjawił się też Pan, który zaczął płakać! Stał i płakał. Poruszyło to każdą z nas. Nogi miałam jak z waty.
Atmosfera zmieniła się diametralnie.
Pieśni radości stały się pieśniami smutku. To było "coś" na kształt płaczu nad poletkiem z owsem.
Płaczu nad czymś co zaraz możemy utracić.
z Agatą to można poszaleć, też lubi jak ja, śpiewać wysoko |
a później przyszła Kinga Karp i śpiewałyśmy we trójkę |
i moja siostra Ewa też odwiedziła, przyjechała ze Skierniewic ! :-) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz